Forum Prosperity Wells Strona Główna Prosperity Wells
Forum dla mieszkańców małego miasteczka Prosperity Wells...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

So... the Story Begins...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prosperity Wells Strona Główna -> Zemsta zza Grobu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JohnnyBee
jako John Bean



Dołączył: 25 Kwi 2006
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Alba

PostWysłany: Śro 0:55, 10 Sty 2007    Temat postu: So... the Story Begins...

Kolejne miasteczko, kolejna wygrana. Bean ostatnio czuł się jak ktoś zabierający dzieciom lizaki. Niewiele osób mogło się z nim zmierzyć UCZCIWIE w pokera, a od czasu przygód z Callahanem nieuczciwa gra już nie przysparzała takich emocji. Zresztą, przez niego ugrzązł w tym zawszonym Amarillo.
Co on sobie wyobrażał?! Żona, spokojna posada miejskiego Strażnika, przyjęcie u burmistrza… Marzenie każdego południowego buraka... To nie był John, którego znał. Gdzie się podział ten Strażnik, który z zimną krwią wzywał do poddania się całe oddziały bandytów i wytrzymywał spojrzenie Stone’a?
Na sama myśl o tym diable Bean skrzywił się w grymasie bólu.
- Czy mogę się przysiąść? – obok kanciarza pojawił się wysoki jegomość otoczony aurą prawie namacalnego smrodu alkoholowego.
- Pewnie, wolny kraj. – odpowiedział, przechylając szklaneczkę.
- A mogę postawić panu kolejkę?
- Dlaczego? – Bean stał się automatycznie podejrzliwy.
Przyjrzał się uważnie przybyszowi. Jego twarz wydawała się dziwnie znajoma, ale nie potrafił przypisać jej ani imienia, ani okoliczności spotkania. Jeszcze niedawno fakt, że facet jeszcze żyje, mógł oznaczać, że jest albo po właściwej stronie, albo zbyt silny, żeby Bean mógł sam go sprzątnąć, ale po tych kilku tygodniach w Amarillo wszyscy wydawali się znajomi.
- Trzeba być miłym dla władzy, prawda? – odpowiedział nieznajomy.
- Pewnie tak, ale i tak wychodzę.
Kanciarz wstał i skierował się do wyjścia. Cały czas czuł na sobie spojrzenie faceta, co nie wiedzieć czemu sprawiało, że było mu bardziej nieswojo niż gdy tłumaczył się mężowi dziewczyny, z którą właśnie spędził noc. Wyszedł spokojnie z saloonu, zaczerpnął świeżego powietrza, po czym sięgnął do kieszeni po pachnące cygaro. Jedyną zaletą Amarillo był naprawdę dobrze zaopatrzony sklep, w którym Bean już zasłużył na miano klienta miesiąca.
Zaciągnął się aromatycznym dymem, po czym wolno ruszył przed siebie główną ulicą miasteczka. Po kilkunastu krokach zorientował się, że mężczyzna z saloonu idzie za nim. Skoro tak, to chyba jednak nie był po tej samej stronie.
Bean postanowił mu jednak dać JEDNĄ szansę. Skręcił w następny ciemny zaułek i odpiął oczko kabury. Po kilku sekundach w wylocie zaułka pojawił się nieznajomy.
- Dlaczego mnie pan śledzi? – zapytał Strażnik.
- Spokojnie, panie Bean, nie chcę panu zrobić krzywdy, potrzebuję pana pomocy – mężczyzna nie zatrzymał się, wchodząc w zasięg pięści Beana.
- Skąd pewność, że byłbyś w stanie mi zrobić krzywdę?
Przybysz zatrzymał się na tyle blisko Beana, że odór alkoholu prawie szczypał w oczy. Powoli, ale zdecydowanie zdjął kapelusz.
- Pozwoli pan, że się przedstawię, nazywam się James Pryde.
W umyśle Beana wybuchła nagle fontanna myśli, wspomnień i obrazów. Nie jego. To były obrazy, które widział, jak uczył Kitty trików… Kitty… Pryde.
Błyskawicznie sięgnął po bron i wycelował w głowę mężczyzny. Niestety, był on na to przygotowany. Szybkim i miażdżąco silnym ruchem zbił lufę rewolweru na wysokość klatki piersiowej. To jednak nie powstrzymało Beana przed pociągnięciem za spust… raz… dwa… po sześciu naciśnięciach usłyszał tępy dźwięk iglicy uderzającej w pustą łuskę.
Uścisk Pryde’a na broni nie zelżał ani trochę, pomimo ilości ołowiu zaaplikowanego w jego korpus.
- Teraz, skoro przykułem już twoja uwagę, czy możemy gdzieś porozmawiać bez świadków? – James odezwał się lodowatym i bezlitosnym tonem.
Jego zimne, martwe spojrzenie wwiercało się w Beana, gdy stał, czekając na jego reakcję.
- A co jest złego w tym miejscu? – kanciarz nie bardzo wiedział jak zareagować.
- Właśnie, idioto, zwróciłeś na nas uwagę tymi beznadziejnymi strzałami, a teraz rusz się, zanim zleci się tutaj stado gapiów! – Pryde pchnął Beana przed siebie, na tyły budynku.
W ten niewyszukany sposób przeszli kilkadziesiąt metrów prawie w grobowej ciszy, przerywanej tylko cichym ale dobitnym poganianiem kanciarza.
- Dobra, wystarczająco odludne? – Bean odzyskał na tyle zimnej krwi, tudzież głupoty, żeby pyskować.
- Zawsześ taki wygadany?
- Staram się jak mogę, inaczej się nie da jak się przebywa z twoją żoną.
Siła ciosu powaliła go na kolana. Poczuł, jak niemal natychmiast puchnie mu skóra wokół lewego oka. James nawet nie skomentował. Stał tylko w ciszy i wwiercał zimne spojrzenie w kanciarza. Poczekał, aż ten się podniesie, krzywiąc się z bólu i rozcierając uszkodzone miejsce.
- Gdyby nie to, że potrzebuję waszej – zawahał się, jakby intensywnie poszukując odpowiedniego określenia – zgrai, to dostałbyś znacznie silniejszy... i trwalszy w efektach cios.
- Co, zagadałbyś mnie na śmierć? – ułamek sekundy później opuchlizna prawego oka dorównała bliźniaczej na lewym.
- Bean, jest cienka linia pomiędzy odwagą a głupotą... – tym razem Pryde nie czekał aż kanciarz podniesie się z klęczków.
- Pomiędzy życiem a śmiercią też. Pozwolisz, że nie będę pobierał rad od wynaturzenia.
Zamaszysty kopniak w nerkę przypomniał mu, jak cienka ta linia jest w rzeczywistości. Padł na plecy, starając się przezwyciężyć paraliżujący ból, aby zaczerpnąć powietrza.
- Cholera jasna, Pryde, czy przemoc jest u was rodzinna? Albo to standardowe szkolenie Agencji tak was wypacza?
Przez opuchnięte powieki dostrzegł nagle dwie lufy z odległości, która daleka była od komfortowej... szczególnie jeśli było się po ich niewłaściwej stronie.
- Daj mi jeden, najmniejszy powód, dla którego nie miałbym udekorować twoim mózgiem tego podwórka? – Pryde mówił z tak nieludzkim spokojem, że kanciarz czuł spływające po karku zimne krople potu.
- Bo... – elokwencja Beana poszła się napić – przecież... powiedziałeś, że potrzebujesz naszej zgrai – w ostatniej chwili przypomniał sobie słowa Pryde’a sprzed kilkunastu sekund.
Na kolejne kilkanaście zapadła niemal grobowa cisza... kanciarz zamknął oczy, żeby uniknąć wysiłku. Poza tym wiedział dokładnie jak wygląda kula lecąca prosto w głowę... jego głowę. Strzał jednak nie nastąpił. Tylko suchy szelest broni chowanej do kabur.
- No właśnie... rusz się, idziemy do ciebie.
Sarkastyczna riposta ugrzęzła kanciarzowi w gardle. Przywykł już do obrywania od Pryde... Kitty Pryde, ale nie, do cholery jasnej, od jej zmarłego męża. Miał jednak głupie wrażenie, że po kolejnej pyskówce Pryde’owi wystarczy zgraja bez Beana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazeite
jako John Callahan



Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: znienacka :)

PostWysłany: Sob 1:36, 13 Sty 2007    Temat postu: Re: So... the Story Begins...

JohnnyBee napisał:
Gdzie się podział ten Strażnik, który z zimną krwią (...) wytrzymywał spojrzenie Stone’a?

A o jakim, przepraszam, Strażniku tu mówimy? Bo na pewno nie o Callahanie Smile

(Heh - tak się chłopak przygotowywał, a i tak strzelił byka Cool I love my job Twisted Evil)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JohnnyBee
jako John Bean



Dołączył: 25 Kwi 2006
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Alba

PostWysłany: Sob 12:48, 13 Sty 2007    Temat postu:

A jak to nie o Callahanie? Przeciez wtedy juz byl Straznikiem RazzRazzRazzRazz
Please, DO explain...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazeite
jako John Callahan



Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: znienacka :)

PostWysłany: Sob 13:19, 13 Sty 2007    Temat postu:

Wtedy był już Strażnikiem jak co?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BearClaw
jako Billy Gun



Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Z Bractwa Stali...

PostWysłany: Sob 23:38, 20 Sty 2007    Temat postu:

Kurczę... Prawie mi żal Johnnego... Razz PRAWIE Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prosperity Wells Strona Główna -> Zemsta zza Grobu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin