Forum Prosperity Wells Strona Główna Prosperity Wells
Forum dla mieszkańców małego miasteczka Prosperity Wells...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

And so it begins...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prosperity Wells Strona Główna -> Amarillo Mysteries
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kazeite
jako John Callahan



Dołączył: 24 Kwi 2006
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: znienacka :)

PostWysłany: Pon 23:53, 23 Kwi 2007    Temat postu: And so it begins...

Koła pociągu postukiwały miarowo na torach, jednak John Callahan daleki był od poddania się ich uspakajającemu rytmowi. Patrząc na przesuwający się za oknem krajobraz, po raz kolejny wrócił myślami do miasteczka Wickham. Po raz kolejny zadał sobie pytanie, czy zrobił tam wszystko co mógł. Owszem, udało im się zniszczyć posążek, jak również gniazdo potworów, ale nie sprowadziło to z powrotem zaginionych mieszkańców miasteczka. Czy istniał jakiś inny sposób, a on go przeoczył? Czy miał na sumieniu tych wszystkich ludzi? Czy miał sposobność odwrócenia klątwy posążka i z niej nie skorzystał?

Siedząca obok Katherine Callahan także przypatrywała się ponuro krajobrazowi, jednak jej myśli zaprzątały zgoła inne kwestie. Oto była już na terytorium Skonfederowanych Stanów Zjednoczonych. Niby już wcześniej wiedziała, co ją czeka, kiedy wychodziła za mąż za Johna, jednak dopiero będąc fizycznie na terytorium CSA zrozumiała w pełni, na co się porwała. John i Bean, zapewne czując się jak w domu, przypięli nawet swoje odznaki, prezentując je całemu światu.

– Zacofane Południe... – mruknęła pod nosem, po czym zwinęła się w kłębek z głową na kolanach męża.

Przynajmniej nie musieli już telepać się na koniach. Jej mąż najwidoczniej nie chciał lub nie mógł poczekać na przybycie pociągu do Prosperity Wells, więc koleją podróżowali dopiero od Colorado Springs. Chociaż w sumie może dobrze – jadąc pociągiem nie zdołaliby pewnie zniszczyć tego cholernego posążku, ani zastrzelić tych kilku niedźwiedziołaków. Uch... Na samo ich wspomnienie ciągle przechodziły ją dreszcze, toteż szybko wyrzuciła je z pamięci, skupiając się w zamian na miłych wrażeniach płynących z dłoni Johna, rytmicznie gładzącej ją po ramieniu.

Siedzący naprzeciwko Callahanów Bean unikał jak mógł spoglądania na tę scenę, nawet nie bardzo wiedząc czemu. Więc John się hajtnął, wielkie mi rzeczy, rozumował. On sam gdyby chciał, już dawno miałby żonę i wianuszek dzieci. Tak jest, powinien mu raczej współczuć – chłopak zyskał żonę, ale w zamian stracił przecież z życia tyle rzeczy!..
Przynajmniej tak to sobie usiłował wytłumaczyć... co jednak nawet dla niego samego nie brzmiało przekonywująco. Czyżby zazdrościł Callahanowi? Ha! Wolne żarty. On i zazdrość? No i co z tego, że Callahan zdobył kobietę, która na nim samym zrobiła wrażenie – na świecie było jeszcze dużo kobiet, tak jest. Dużo kobiet. Zwłaszcza brunetek z dużymi... oczyma. Między innymi.

Bean z wysiłkiem wyrzucił z myśli obraz Katherine Pryde, niedoszłej pani Bean i postanowił skupić się na czymś innym. Ot, siedzący obok Mike Sage stanowił wymarzonego partnera do dyskusji – Bean autentycznie chciał go wypytać na temat Colta Buntline, który nosił Mike, jednak jak dotąd nie mógł znaleźć na to czasu, nie kiedy byli na szlaku. Czy zalety tego kawału żelastwa rekompensowały jego wady? W jakim stopniu wydłużona lufa podwyższała celność? Sage, zapewne także znudzony, chętnie podjął rozmowę, temat jednak skończył się dość szybko, a oni przysypiali, znudzeni monotonnymi widokami za oknem. Kolejne stacyjki, na których się zatrzymywali, też były podobne jedne do drugich – zakurzone, małe, zapyziałe... Gdyby nie zatrzymywali się na posiłki, Kitty zapewne zesztywniałaby na stałe w pozycji siedzącej. Jej mąż natomiast, korzystając z okazji, zajął się czyszczeniem swojej broni, toteż wolała mu nie przeszkadzać.

I oto za oknami wagonu pojawiło się kolejne miasteczko, podobne do poprzedniego. Dziewczyna nawet nie kłopotała się z wyjściem na zewnątrz, bo i po co? Nowi współpasażerowie i tak nie różnili się niczym od starych... Małomiasteczkowi farmerzy i ich żony, zaaferowani własną ważnością sklepikarze i drobni politycy... Wszyscy oni mieli jednak ze sobą coś wspólnego – wszyscy spoglądali na gwiazdy Strażników z zaciekawieniem, szacunkiem, ale i przestrachem. Konduktor co jakiś czas przechodzący przez wagon nie stanowił wyjątku.

Drzwi od przedziału otworzyły się nagle z hukiem i do środka wszedł potężnie zbudowany mężczyzna o kwadratowo zarysowanej szczęce, okolonej podkowiastymi wąsami. Poprawił okrywający go długi płaszcz i spojrzał na pasażerów spod ciemnych, okrągłych okularów. Większość zebranych czym prędzej odwróciła spojrzenia na bok, toteż mężczyzna przeszedł na bok i usiadł wygodnie na zwolnionej nagle ławce.
Jego wzrok zatrzymał się teraz na grupce przy drzwiach, a zwłaszcza na postaci Kitty, by po chwili przesunąć się na Callahana i Beana. Ten uśmiechnął się do mężczyzny z wyższością, jednak reakcja, na jaką liczył, nie nastąpiła – mężczyzna prześlizgnął się po nim obojętnym spojrzeniem, oparł wygodnie o ścianę wagonu, nasunął kapelusz na oczy, po czym skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, w sposób oczywisty szykując się do ucięcia drzemki.

Kitt skrzywiła usta w uśmiechu, po czym wstała i przeszła na tył wagonu, w stronę drzwi. Po drodze, zanim wyszła, usłyszała jeszcze, jak Bean próbuje wciągnąć Sage’a w kolejną grę karcianą, najwyraźniej wymyśloną na poczekaniu:
– Więc słuchaj: każdy gracz dostaje 6 kart, oprócz rozdającego gracza po jego prawej, który dostaje 7.
– Po prawej? – spytał niepewnie Sage.
– Odwracasz drugą kartę chyba, że jest wtorek – kontynuował Bean, na tyle głośno, by z pewnością nie pozwolić nikomu w wagonie zapaść w drzemkę.
– Wtorek – przytaknął Sage.

Nieobecność Kitty trwała na tyle długo, by Callahan zaczął się niepokoić, jednak gdy już zbierał się do jej poszukiwań pojawiła się z powrotem. Ewidentnie skorzystała z wiadomej sztuczki, bo wyglądała zdecydowanie zbyt świeżo i kwitnąco jak na osobę, która przespała kilka godzin w niezbyt komfortowych warunkach. Nie dało się ukryć, że przykuwała wiele męskich spojrzeń. Na widok rozmarzonych twarzy sąsiadów obejrzał się również nowy pasażer, przyglądając się Kitty znad nisko osadzonymi okularami. Jednak już po chwili jego zaciekawienie i uznanie zmieniło się w widoczne zastanowienie. Tego dziewczyna już nie zauważyła, sadowiąc się z powrotem koło męża i przyglądając się grze Beana i Sage’a. Ten pierwszy, widząc jej wygląd, rzucił coś pod nosem o efekciarskich numerach. Kitty już otwierała usta do kąśliwej riposty, gdy nagle poczuła na ramieniu dłoń męża.

– Najdroższa, pozwolisz na chwilę? – zapytał.

„Najdroższa” uniosła brwi w zdziwieniu, jednak posłusznie podniosła się i podążyła za nim na zewnątrz. Gdy oboje znaleźli się na zewnątrz wagonu, Callahan zamknął starannie drzwi, po czym odwrócił się do niej.

– Czy mogę wiedzieć, co tak właściwie tutaj robiłaś? – zapytał pozornie niewinnym tonem głosu.
– Usiłowałam się doprowadzić do ludzkiego wyglądu – odparła spokojnie dziewczyna.
– Używając kantów? W otoczeniu tych wszystkich ludzi, którzy będą się teraz zastanawiać, jak owa panienka to zrobiła, że w pół minuty się uczesała, wymyła, a nawet sobie ubranie wyczyściła?
– A myślisz, że ktokolwiek się nad tym zastanawia? – zapytała, patrząc na niego z czymś na kształt politowania.
– A myślisz, że nikt nigdy nie będzie się nad tym zastanawiał? – odparował gniewnym tonem głosu. – Że nigdy nikogo to nie zainteresuje? Że zawsze będzie ci dopisywało szczęście?
– A czy ja komukolwiek wyrywam broń na głównej ulicy? Zapalam bezustannie cygara nie używając zapałek? Podnoszę przedmioty na odległość, bo mi się nie chce palcem ruszyć?
– Naprawdę chcesz porównywać się pod tym względem do Beana? – zapytał, patrząc na nią z równym politowaniem, co ona chwilę temu.
– Nie, nie zamierzam. Ale w jego towarzystwie można byłoby robić jeszcze wiele innych rzeczy, a i tak on ściąga na siebie całą uwagę. Zresztą w tej chwili i tak to wy przykuwacie uwagę wszystkich, więc na mnie nie patrzy nikt – wzruszyła ramionami.
– Nikt? Wybacz, kochanie, ale zauważyłem niejedno zaciekawione spojrzenie, gdy wróciłaś do wagonu – poprawił ją szybko – więc przynajmniej od ciebie spodziewałbym się odrobiny pomyślunku przed działaniem.
Westchnęła.
– Kochanie, zapewniam cię, że niejedno zaciekawione spojrzenia zdołałam przyciągnąć od chwili, kiedy wsiedliśmy do tego pociągu...
– O to mi właśnie chodzi. Jakoś nie udało nam się skupić na sobie całej uwagi innych ludzi, toteż powiedz mi, czy jesteś mi w stanie zaręczyć, że nie ma tam w tej chwili nikogo, kto twoje nagłe polepszenie wyglądu przynajmniej nie zdziwiło?
– A czy to ma jakieś znaczenie? – wzruszyła ramionami. – I tak wysiądziemy na którejś stacji, oni jeszcze na innej...
– Co bynajmniej nie wymaże im z pamięci wspomnienia o dziwnej dziewczynie, która potrafi pstryknięciem palców polepszyć swój wygląd. Jednym słowem, Katherine, uważam, że jesteś piekielnie nieostrożna. Nawet Bean, chociaż też jego wygląd ucierpiał nieco w podróży, siedzi sobie teraz grzecznie w przedziale!
– Bo mam już serdecznie dość bycia tą rozważną i ostrożną – powiedziała cicho Kitt. A głośniej dodała. – Pstryknięciem palców? A może magicznym zaklęciem? A może czymś jeszcze? Na litość boską, John, myślisz że ktokolwiek kojarzy jak wyglądałam chwilę wcześniej? Myślisz, że ktoś poświęci temu choć jedną myśl? Wybacz, ale wątpię.
– Tak będziemy w kółeczko się kręcili? – skrzywił się Callahan. – Już mi mówiłaś, że wątpisz, żeby ktokolwiek zauważył zmianę – przypomniał. – A ja już mówiłem, że nie możemy być tego pewni. Czy w końcu dotrze do twojej upartej główki, że nie możesz być taka nieostrożna?! Czy może pamiętasz, gdzie jesteś? I co mówiłem ci jeszcze w Prosperity Wells?
– Doskonale pamiętam, gdzie jestem – głos dziewczyny stwardniał nieco. – Nie musisz mi o tym przypominać.
– No więc? – naciskał. – Czy nie uważasz, że szczególnie teraz powinnaś szczególnie uważać na to, co robisz i jak się zachowujesz?
– Na litość boską, John! Co ja takiego zrobiłam? Dlaczego nie ochrzaniasz Beana? Dobrze, przepraszam, już nie będę! Usatysfakcjonowany?
John westchnął ciężko.
– Nie, nie jestem, bo mówisz to tak, jakbym robił ci jakąś krzywdę – powiedział miękko. – A ja zwróciłem ci na to uwagę dlatego, że jesteś moją żoną. Dlatego, że mi na tobie zależy. Dlatego, że nie chcę ciebie stracić. A na pewno nie w tak głupi sposób.
– Na litość boską, John, nie stracisz mnie przez głupią sztuczkę!
– Skąd możesz być tego taka pewna? – zapytał zachrypniętym nagle głosem. – Proszę cię, Kitt, nie podejmuj takiego głupiego ryzyka... – powiedział niemal błagalnie.
– Żaden z tych panów w pociągu nie wygląda mi na Rangera – wzruszyła ramionami. – Zresztą, wy się nie maskujecie
– My nie rzucamy teraz żadnych sztuczek – wyjaśnił jej cierpliwym tonem głosu.
– Nie mówię o tym. Chodzi mi o to, że Rangera można rozpoznać na odległość. Więc ryzyko praktycznie żadne – widząc, że zamierza się odezwać, machnęła ręką. – Dobrze, wiem, o co chodzi...
– Nie tylko z Rangerów świat się składa – zauważył Callahan.
– Ale głównie oni są dla mnie zagrożeniem!
– Głównie, tak, wyłącznie, nie – uściślił.
– Z osób w tym wagonie raczej nikt – zauważyła.
– Tak? A ten facet w okularkach? Hm? A! – uprzedził ją, widząc, że otwiera usta do riposty. – Coś mi jeszcze odpowiesz? Że to nie jest nikt ważny? Hm? Coś w tym rodzaju? Nigdy nie będziesz pewna, kto ciebie obserwuje, więc proszę... bardzo ciebie proszę! Nie tłumacz się mi tutaj, że to nie ma znaczenia.
– Ale to... – zaczęła.
– Ale to co? Postawmy może sprawę w inny sposób; proszę cię, nie rób tego przy ludziach, dobrze? Zrobisz to dla mnie?
Dziewczyna westchnęła z frustracją.
– Zrobię – powiedziała niechętnie.
– Dziękuję – powiedział z uczuciem... po czym wziął ją w ramiona, przechylił i namiętnie pocałował.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prosperity Wells Strona Główna -> Amarillo Mysteries Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin